WSZYSTKO JEST MOŻLIWE
Z Łukaszem Piszczkiem, reprezentantem Polski w piłce nożnej, jednym z najlepszych obrońców świata, rozmawiała Katarzyna Paskuda
Zanim się z Tobą spotkałam, tyle się o Tobie naczytałam w sieci, że aż mnie oczy bolały. To, co dominuje we wszystkich opisach, to zachwyty nad Twoją sylwetką... Chyba nie... (śmiech)
Ok, żeby nie być jak wszyscy, nie będę kontynuowała tego tematu... Jako czternastolatek trafiłeś do szkoły z internatem. To nie było dla Ciebie duże przeżycie? Na początku było. Nagle znalazłem się z dala od najbliższych. Po pierwszym miesiącu był kryzys. Co prawda na weekendy mogłem przyjeżdżać do domu, ale tęsknota była duża. Pamiętam, że raz powiedziałem tacie, że chcę zrezygnować. On jednak przekonał mnie, żebym zacisnął zęby i dalej walczył o swoje marzenia. To był chyba przełom. Jakoś udało mi się wytrwać w internacie i szkole, mimo rozłąki z rodziną.
Dla Twojej kariery to zapewne było bardzo dobre, ale dla rozwoju emocjonalnego? Nie masz poczucia, że gdybyś był dłużej w domu, to dziś byłbyś kimś innym? Inaczej radziłbyś sobie z emocjami? Nie sądzę. Myślę, że to mnie zahartowało i pokazało, że jeśli chce się do czegoś dojść w życiu, to trzeba też coś poświęcić. Miałem swoje cele, i żeby je zrealizować, musiałem wcześnie wyjechać z domu. Opłaciło się. Nie żałuję, że tak to się wszystko potoczyło.
Można powiedzieć, że pasję do piłki zawdzięczasz ojcu i dziadkowi? Tak, tata od kiedy pamiętam zabierał nas na swoje mecze. Mama godziła się, żeby tata chodził grać w piłkę, ale tylko pod warunkiem, że będzie zabierał nas – mnie i starszych braci. I kiedy on grał, my z boku kopaliśmy piłkę. Od najmłodszych lat mam we wspomnieniach taki obraz spędzania wolnego czasu.
Myślisz, że gdyby nie te mecze taty, mógłbyś w ogóle nie zainteresować się piłką? Chyba tak, to oni – dziadek i tata – zaszczepili mi miłość do piłki. Teraz widzę po swoich córkach, jak patrzą na to co robię, szczególnie starsza – Sara...
Chce grać w piłkę? Nie, chodzi mi też o inne rzeczy, które razem robimy w domu. I widzę, jak mnie naśladują.
Dużo masz dobrych wspomnień z czasów, kiedy mieszkałeś w Berlinie? To był mój pierwszy zagraniczny kontrakt. Bardzo dobrze się tam czułem, nie miałem poczucia, że żyję w jakiejś betonowej metropolii, bardzo mi się podobało, że było tam dużo zieleni, a jednocześnie wszystkie udogodnienia związane z życiem w centrum miasta. Ogólnie w klubie byli ludzie, którzy bardzo mnie wsparli, pomogli znaleźć mieszkanie, odnaleźć się w nowych okolicznościach. Bardzo mile wspominam ten czas i przynajmniej raz, dwa razy do roku staram się być w Berlinie i odwiedzać starych znajomych.
Jakie emocje wiązały się z podpisaniem kontraktu z Borusią Dortmund? Czytałam, że miałeś duże obawy związane z tym kontraktem, że nie do końca wiedziałeś, czy tego chcesz. Czego się obawiałeś? Wiedziałem, co tracę. Byłem przywiązany do berlińskiego klubu – do Herthy Berlin – a nie jestem człowiekiem, który lubi zmiany. A to była dla mnie ogromna zmiana, choćby sama konieczność przeprowadzki. Wiedziałem, że idę do dużego klubu, że wymagania będą inne, większe. Wiedziałem oczywiście, że będę miał obok siebie dwóch dobrych znajomych z reprezentacji – Kubę Błaszczykowskiego i Roberta Lewandowskiego, ale pierwsza myśl, jaka mnie naszła po podpisaniu umowy, to co ja zrobiłem. Z biegiem czasu to minęło, i dziś nie żałuję tego kroku.
Kiedy wg Ciebie powinno nastąpić zakończenie Twojej kariery piłkarskiej? Jak na piłkarza, jestem już dość dojrzały...
A ile Ty masz lat? 32
To chyba nie jest dużo... A ile można grać? Do 34 – 35 lat, więc jestem bliżej końca...
Ale masz takie poczucie, że jako piłkarz byłeś bardziej wydolny 2-3 lata temu, a teraz stoisz w miejscu? Nie że stoję w miejscu, ale na pewno sprawniejszy byłem, kiedy byłem młodszy. U młodszego człowieka przede wszystkim szybciej się regeneruje ciało. Można zagrać więcej meczy w tygodniu. Ale z drugiej strony dziś jestem bardziej doświadczony, i to swoje doświadczenie staram się wykorzystać na boisku, i myślę, że całkiem nieźle mi to wychodzi. A jeśli chodzi o zakończenie kariery – ciężko mi w tej chwili powiedzieć, ale sądzę, że 3 lata to jest maksimum.
Masz już pomysł na siebie po zakończeniu kariery? Pomysł może nie do końca, ale mam wokół siebie ludzi, którzy mnie ukierunkowują. Jeśli udałoby się zostać przy piłce, otworzyć jakąś akademię, szkolić dzieci, to czemu nie, ale to są dopiero początkowe rozważania i zobaczymy co z tego wyjdzie?
To może zwiążesz swoją przyszłość z crossfitem? Zobaczymy (śmiech). Lubię crossfit, ale to nie jest tak, że cały czas się katuję na siłowni. Nie byłbym w stanie połączyć grania w piłkę z aktywnym treningiem crossfitowym. To dwa sporty, które eksploatują bardzo organizm i na dzień dzisiejszy crossfit odchodzi na dalszy plan.
A jaką miałeś pierwszą myśl, kiedy Artur Boruc ogłosił, że kończy karierę? Że szkoda, bo to jest osobowość. Prywatnie nigdy nie miałem z nim żadnego problemu, zawsze się dogadywaliśmy. Wielka szkoda dla drużyny, ale to była decyzja Artura, i wszyscy to musimy uszanować.
Masz taki mecz, bramkę, które napawają Cię szczególną dumą, satysfakcją? Mam dwa takie momenty, które jeszcze raz chciałabym przeżyć na boisku – finał Ligi Mistrzów, który niestety przegraliśmy w 2013 r. i udział wraz z reprezentacją Polski w Mistrzostwach Europy w 2016 r. Cały turniej Euro i ten finał to były naprawdę niezwykłe chwile, i chciałbym je jeszcze raz przeżyć. Wiem, że nie będzie łatwo, ale trzeba mieć marzenia. Jesteśmy z reprezentacją na dobrej drodze, żeby awansować do Mistrzostw Świata, a jeśli chodzi o finał Ligi Mistrzów, to wiem, że to będzie trudniejsze zadanie, ale nie jesteśmy jeszcze na straconej pozycji.
A taki mecz, o którym chciałabyś zapomnieć? Nie pamiętam... (śmiech)
Nie lepiej pamiętać o złych rzeczach, bo to mobilizuje? Wiem, kiedy zagram dobry mecz, a kiedy słabszy, i staram się na bieżąco wyciągać z tego wnioski, a później to zamykam.
Zmiana pozycji na boisku nie była dla Ciebie dotkliwa? W końcu każdy chce strzelać bramki... To fakt, że długo byłem napastnikiem, ale życie mnie zweryfikowało. Okazało się, że potrafię grać w piłkę, ale niekoniecznie w ataku. Na szczęście trener dostrzegł, że mam predyspozycje do innej pozycji...
Nie buntowałeś się? Trochę tak. Mówiłem, że nie ma takiej opcji, żebym grał na obronie, ale ostatecznie doszedłem do wniosku, że lepiej grać w ogóle, niż siedzieć na ławce. Wiele osób mówiło mi, że widać, że mam predyspozycje do obrony, ale potrzebowałem czasu, żeby się do tego przekonać. Ale jak widać dziś, to był strzał w dziesiątkę.
Jak widać po wynikach ostatniego meczu reprezentacji Polski z Czarnogórą, obrońca też może strzelać bramki... Przede wszystkim cieszę się, że wygraliśmy ten mecz, bo był niezmiernie ważny dla układu naszej grupy. Jeśli chodzi o bramkę, cieszę się niezmiernie, że w końcu po kilku latach przerwy udało mi się strzelić ważną bramkę dla reprezentacji, ale nie ważne jest, kto strzela u nas bramki, ważne, żebyśmy wygrywali i to nam się udało, jesteśmy z tego powodu bardzo zadowoleni.
Na którym etapie kariery sportowej zaczęły się Twoje spotkania z Kamilem Wódką? Z Kamilem pracuję od dwóch lat. Zaczęliśmy po mojej drugiej operacji biodra...
Kamil pozwolił Ci się uwolnić od złych myśli? To imponujące, że miałeś odwagę powiedzieć, że Tobie też się nie wszystko układa, że potrzebowałeś oparcia... Zaczęło się od tego, że zauważyłem, że piłka już tak bardzo mnie nie cieszy. To mnie męczyło. Zbiegło się to w czasie z operacją, rehabilitacją, trudnym powrotem na boisko. Każdy oczekiwał ode mnie, że jak już wróciłem, będę grał na tym samym poziomie, co przed zabiegiem. A po tej kontuzji potrzebowałem czasu, żeby dojść do optymalnej kondycji. A ja, jak i inni, oczekiwałem od siebie cudów. I to mnie męczyło. Porozmawiałam z menedżerem, powiedziałem, że potrzebuję pomocy psychologa sportowego. Zgłosiliśmy się do Kamila i pracujemy ze sobą do dnia dzisiejszego. Bo to jest długotrwały proces, problemy nie znikają, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Kamil pokazał mi kilka sposobów pozwalających mentalnie się przygotować do meczu i zamykać pewne sprawy, żeby nie męczyły głowy. Wszystko to, póki co, dobrze funkcjonuje, i mam nadzieję, że tak będzie do końca mojej kariery.
A o co chodzi z Twoją wydolnością? Co profesor Chmura odkrył w Tobie takiego szczególnego? Musielibyśmy go zapytać osobiście (śmiech). W kilku wywiadach powiedział, że jestem zawodnikiem wydolnym i szybkościowym, co jest bardzo rzadko spotykane. Wydaje mi się jednak, że w tych lepszych ligach większość zawodników jest takich, więc ciężko mi się do tego odnieść. Może na tamten czas, w naszej drużynie, akurat tak się złożyło, ale ja biorę na to poprawkę.
Jak się czujesz, kiedy dociera do Ciebie, że jesteś jednym z najlepszych obrońców na świecie? Zawsze z dystansem podchodzę tak do pochwał, jak i do krytyki. Jeśli ktoś tak ocenia moją grę, to jest to powód do radości, ale nie ma co wariować. W sporcie i w życiu wszystko szybko przemija, i trzeba doceniać chwile, które są fajne, i które dają dużą radość, ale też trzeba wiedzieć, jak wiele wysiłku włożyliśmy w ten sukces. To się tyczy każdej dziedziny życia.
Którego z Was, grających w Lidze mistrzów Polaków, będzie można zobaczyć w półfinale lub finale rozgrywek? Mówisz o mnie, Kamilu Gliku i Robercie Lewandowskim?
Tak Jeśli chodzi o mnie i Kamila, gramy przeciw sobie w ćwierćfinale, mam nadzieję, że to ja będę w półfinale. Jedno jest pewne – w półfinale Polaka zobaczymy. Robert trafił z Bayernem na Real Madryt – nie będzie to łatwa przeprawa, ale wydaje mi się, że szanse są wyrównane. Tak samo jak w pozostałych meczach... A może będzie nas dwóch i zagramy w finale.
Przeglądałam Twoje zdjęcia dostępne w internecie. Mało jest Ciebie w sesjach kampanijnych, artystycznych, do wywiadów. Dlaczego? Bo propozycji Ci chyba nie brakuje? Staram się mieć umiar. Miałem różne propozycje, ale nie widzę siebie w telewizji śniadaniowej. Jeśli chodzi o sesje kampanijne, to współpracuję w tej chwili z kilkoma firmami, co jakiś czas odbywają się jakieś sesje. A jeśli chodzi o sesje artystyczne – w przypadku Twojej propozycji zdecydował fakt, że ja lubię konkrety, a Ty byłaś konkretna – dlatego zgodziłem się na wywiad i sesję.
Masz dwie córki i jako wyśmienity sportowiec nie miałeś takiego przebłysku, że jeszcze chłopiec by się przydał, żeby go szkolić? Wszystko jeszcze przed nami. Póki co, cieszę się, że mam dwie zdrowe i fajne córki. Chcieliśmy zawsze mieć trójkę dzieci, jeśli Bóg da, to najważniejsze, żeby było zdrowe.
A więc jesteś wierzący? Tak
Bardzo byliście młodzi z Twoją żoną, kiedy się poznaliście. Mieliśmy po 18 lat.
Jestem pełna podziwu, rzadko kiedy te wczesne związki tak długo trwają. Macie jakąś szczególną metodę na to, żeby utrzymywać dobre relacje? Chyba obydwoje jesteśmy bardzo spokojni. Oczywiście zdarzają nam się kryzysy, ale znamy się już tyle lat, nigdy nie mieliśmy większych problemów w relacji, i mam nadzieję, że nie będziemy mieli. Chyba byliśmy na swój wiek dojrzali, kiedy się poznaliśmy, mieliśmy po 24 lata kiedy wzięliśmy ślub, mamy dwie córki, jeśli dojdzie jeszcze trzeci potomek, to będzie super.
Marzenie sportowe? Wygrać Ligę Mistrzów. To jest piłka, a w piłce wszystko jest możliwe.
WSZYSTKO JEST MOŻLIWE