Fot. Katarzyna Paskuda
21-01-2019

KSIĘŻNICZKA, NIEKSIĘŻNICZKA

Z Anną Czartoryską-Niemczycką, aktorką, piosenkarką rozmawiała Katarzyna Paskuda.

Jest jakiś temat, na który nie lubisz rozmawiać z dziennikarzami?

Nie lubię rozmawiać o swoim życiu prywatnym. Spinam się, udzielam wymijających odpowiedzi, a potem wycinam wszystko w autoryzacji. Doświadczenie mnie nauczyło, że tematy prywatne są często sprzedawane, tytułowane, jak jakaś sensacja, nawet tam, gdzie sensacji żadnej nie ma. Nie chcę być bohaterką krzyczących nagłówków. Nie chcę też być publicznie oceniana za moje osobiste wybory. Uważam, że każdy z nas powinien żyć tak jak chce, i jak mu pasuje. Ja także – mimo że jestem osobą rozpoznawalną, mam prawo żyć tak jak lubię.

Aktorka, piosenkarka, konferansjerka, żona, mama. Jak to wszystko godzisz?

Od kiedy mam dzieci, pracuję dużo mniej. Kiedy dzieciaki przyszły na świat, nieliczne wolne chwile spędzałam w studio, nagrywając płytę, więc siłą rzeczy nie uczestniczyłam w projektach telewizyjnych czy teatralnych. Niedawno skończyły się nagrania do ostatniego sezonu „Domu nad rozlewiskiem” w którym grałam, więc w tym roku mogłam sobie przedłużyć rodzinne wakacje, robiąc tylko krótkie przerwy, gdy miałam koncerty. Mam szczęście, bo kiedy pojawiają się nowe projekty, mam silną grupę wsparcia w postaci męża i babć. Nie muszę się martwić, zawsze są obok mnie bliskie osoby, które chętnie zajmą się dziećmi. Dzięki temu bezkolizyjnie udaje mi się łączyć pracę z macierzyństwem bez uszczerbku dla żadnej z tych sfer mojego życia.

Wyszłaś za mąż niedawno. Czy to, że dzieci pojawiły się tak szybko i jedno po drugim, było planowane?

Sama mam młodszego brata, i wiem, jak ważna jest to dla mnie osoba, i jak fajnie jest dorastać z rodzeństwem. Dzieci pojawiły się na świecie, kiedy byłam na nie gotowa – spełniona zawodowo – spróbowałam na scenie różnych form: grałam w teatrze, filmie, serialach, grałam koncerty i prowadziłam imprezy, zrobiłam swój monodram. Bez żalu mogłam więc zrobić sobie przerwę.

I nie miałaś kryzysów, momentów, kiedy się w tych wszystkich rolach nie odnajdowałaś?

Oczywiście, żonglowanie tymi wszystkimi rolami jest karkołomne. Jako młoda mama często czuję się rozdarta. Z jednej strony bardzo tęsknię za swoją pracą, i bardzo bym chciała wrócić do aktywnego aktorstwa, móc grać więcej, rzucić się znowu w jakiś duży, fascynujący projekt. Z drugiej strony mam ogromną potrzebę bycia z moimi dziećmi jak najwięcej, poświęcania im uwagi, bo widzę, że one tej uwagi potrzebują, i że rozkwitają pod skrzydłami, które nad nimi z mężem rozpościeramy. Myślę, że doświadczam tego, co wiele młodych mam – poszukiwania złotego środka pomiędzy pasją a rodziną. Staram się zachować spokój i zdrowy rozsądek, i tworzyć takie warunki, takie środowisko i taki sposób funkcjonowania, żeby to wszystko w naturalny, pełen radości i spokoju sposób się układało.

Wspomniałaś o mężu. Jaką masz receptę na udany związek?

Nie wiem. Miałam to szczęście, że trafiłam na odpowiednią osobę. Bo do udanego związku trzeba dwóch osób nastawionych na to, żeby on fajnie funkcjonował.

Kiedy poznałaś swojego obecnego męża, od razy wiedziałaś, że to ten?

Chyba wtedy o tym nie myślałam, po prostu pochłonęła mnie rozmowa z nim, bardzo szybko poczułam z nim wyjątkową więź.

Wracając do dzieci, a dokładnie do Twojego dzieciństwa, kiedy byłaś mała i bawiłaś się w księżniczkę, co poczułaś, kiedy Twój tata powiedział: Wiesz córeczko, że jesteś prawdziwą księżniczką?

To był szok! (śmiech). Wtedy tata był dyplomatą, mieszkaliśmy w Holandii, w typowym holenderskim domku – wąskim i długim z malutkim ogródkiem. Chodziłam do lokalnej holenderskiej szkoły. Nasze życie niczym nie różniło się od życia sąsiadów. A ja myślałam, że księżniczki mieszkają w zamkach za siedmioma górami! Moi rodzice wyraźnie dali mi do zrozumienia, że nazwisko absolutnie nie daje mi tytułu do niczego, żadnych przywilejów, a przede wszystkim nie daje mi prawa do tego, żeby się uważać za wyjątkową. U nas w domu zawsze na wyjątkowość trzeba było sobie zapracować.

Mimo tej twardej postawy Twoich rodziców, nie miałaś nigdy poczucia, że nazwisko pomogło Ci w karierze?

Myślę, że jest to nazwisko, jak to się mówi, afiszowe, więc na pewno zapada w pamięć. Łączy się z historią, można też wokół niego coś ciekawego zbudować, dobudować medialnie. Dzięki niemu najprawdopodobniej wiele osób się mną na początku mojej zawodowej drogi zainteresowało. Ale w zawodzie aktora na nazwisko trzeba sobie po prostu zapracować.

Nosząc tak znamienite nazwisko z tradycjami, miałaś poczucie, że musisz się starać dwa razy bardziej niż Twoi rówieśnicy, czy koledzy ze sceny?

W szkole teatralnej często słyszałam, że jestem za grzeczna, i że dobre wychowanie będzie mi przeszkadzało w tym zawodzie. Wtedy bardzo się tym przejmowałam, ale do dziś jestem wierna wartościom wyniesionym z domu. Uważam je za swój atut. Moje doświadczenia, wychowanie i emocje, składają się na to, kim jestem, i co mogę z siebie dać jako aktorka. Nie będąc w zgodzie z samą sobą, nie potrafiłabym stworzyć wiarygodnych postaci na scenie.

Fot. Katarzyna Paskuda
Fot. Katarzyna Paskuda

Poważnie nigdy nie masz takiej myśli – jestem prawdziwą księżniczką?

Ostatnio przejeżdżając przez Puławy, zatrzymaliśmy się, żeby pokazać dzieciom tamtejszy oddział Muzeum Czartoryskich. Opowiadaliśmy im o Izabeli Czartoryskiej, jej wspaniałej kolekcji sztuki i podróżach po Europie. Mam świadomość tego, że moi przodkowie mieli ważny wkład w polską historię i kulturę. Traktuję to jednak bardziej jako ciekawostkę, niż coś, co ma na mnie bezpośredni wpływ. Wiem przecież, że bywały czasy, gdy arystokratyczne nazwisko było powodem do prześladowań. Myślę, że mam szczęście, żyjąc we w miarę spokojnym, XXI wieku, że jestem wolna i mogę stanowić sama o sobie.

Ceremonia ślubna Meghan i Harrego nie sprawiła, że przez chwilę pomyślałaś, że chciałabyś, żeby monarchia i związany z nią prestiż powróciły?

Pamiętaj, że w Wielkiej Brytanii członkowie rodziny królewskiej w zasadzie „z zawodu” są królami i książętami. W Polsce tytuły arystokratyczne nie są obowiązujące w świetle prawa. Moje nazwisko jest pamiątką historyczną, ale nie mam w związku z nim żadnych szczególnych praw ani obowiązków. W przeciwieństwie do żon pretendentów do brytyjskiego tronu – Meghan ma obowiązek uczestniczenia w publicznym ślubie, księżna Kate kilka godzin po porodzie musi wyjść i zaprezentować nowego królewskiego potomka rodakom. Ja takich obowiązków nie mam. I nie chciałabym mieć

Czyli jesteś księżniczką, ale nie jesteś...

 Z dziada pradziada jestem, ale formalnie w Polsce nie jestem.

A Twoje dzieci? Jak się odnajdują ze swoim książęcym pochodzeniem?

Moje dzieci nie są książętami, bo tytuły w Polsce dziedziczyło się zawsze tylko po ojcu. Zresztą, to dla nich chyba bez znaczenia, im bardziej imponują superbohaterowie, niż książęta.

Czyli musiałabyś wyjść za księcia, żeby Twoje dzieci miały tytuł?

Dziś każda z nas mogłaby to zrobić, nie trzeba przecież być księżniczką, żeby wyjść nawet za następcę tronu! Myślę jednak, że od tytułów dzieciom o wiele bardziej potrzebni są kochający rodzice i ciepły, rodzinny dom.

To fakt. Odchodząc już od tematów około książęcych i wracając do Twojej codzienności, co jest dla Ciebie większym wyzwaniem – gra aktorska, czy śpiew?

Muzykę mam we krwi. Zatracam się w niej. Śpiewam dla swojej przyjemności i dlatego, że muzyka daje mi możliwość bliskiej relacji z drugim człowiekiem. Aktorstwo zaś jest dla mnie cały czas wyzwaniem, przekraczaniem własnych granic.

Skąd się w ogóle wzięła muzyka w Twoim życiu?

Od zawsze w nim była, moja mama była śpiewaczką operową. W domu się cały czas śpiewało. To było naturalne – jak jedzenie, albo oddychanie. Chyba dlatego, jak w szkole było coś do zaśpiewania, to ja to robiłam. Dobrze mi to wychodziło, nie wstydziłam się. Dziś, im jestem starsza, tym bardziej jestem świadoma, tym bardziej jestem krytyczna wobec siebie i więcej od siebie wymagam.

Nad czym aktualnie pracujesz?

Właśnie skończyłam nagrywać płytę, pracuję nad tym, żeby ją wydać. Gramy z nowym repertuarem koncerty. To pozwala skonfrontować ten materiał z publicznością. Fajnie obserwować jej reakcje.

Jak wyglądał proces szukania repertuaru, muzyki, tekstów?​

W przypadku tego materiału, to był długi proces. Zaczęliśmy nad tą płytą pracować już pięć lat temu. Pracowałam nad tekstami z Pawłem Bulaszewskim, z którym znamy się od lat. Pomagał mi ubrać myśli w formę poetycką. Muzykę tworzyliśmy z Michałem Przytułą. Miałam dosyć silną wizję tego, o czym chcę śpiewać, i w jakim stylu. Obaj panowie bardzo mi pomogli w stworzeniu spójnego z moją koncepcją materiału. Na płycie znalazły się utwory, które się składają na konkretną historię – zarówno muzycznie, jak i tekstowo.

Zastanawiasz się czasem, jak będzie Twoje życie artystyczne wyglądało za 10 lat? Poszukujesz jeszcze nowych wyzwań?

Nigdy w życiu inaczej o sobie nie myślałam niż jako o artystce i o kimś, kogo żywiołem jest scena, i kto działa w ulotnej materii, jaką jest sztuka sceniczna.

Dlaczego ulotnej?

Często jest tak, że to co robię na scenie, w żaden sposób nie zostaje zapisane. Pozostaje jedynie w pamięci tych, którzy byli tego dnia na spektaklu, koncercie.

Ludzie, relacje z nimi mają dla Ciebie duże znaczenie...

Zdecydowanie. Wracając do Twojego pytania o poszukiwanie – dużo myślę o tym, kim ja jestem i jakie jest moje miejsce w tym świecie, co bym mogła zrobić dla innych, w czym jestem dobra, w czym jestem najbardziej pożyteczna, czym mogłabym się z innymi dzielić. Tego pomysłu na siebie cały czas poszukuję.

A aktorstwo? Jest jakaś rola, którą chciałabyś zagrać, albo reżyser, z którym chciałabyś współpracować? Jest coś, co ci się marzy?

Staram się być ostrożna w mówieniem o swoich marzeniach. Życie mnie często zaskakiwało i propozycje, które dostawałam, przychodziły z naprawdę najmniej oczekiwanych kierunków. Czasami mi się wydawało, że mi źle poszło na castingu, a mimo tego nagle dostawałam główną rolę, albo odzywał się do mnie reżyser, który mnie kiedyś widział w teatrze, bo miał na mnie konkretny pomysł. Z drugiej strony zdarzało się, że bardzo mi na czymś zależało, a musiałam obejść się smakiem, więc raczej staram się być po prostu otwarta i widzieć szansę nawet w małych zdarzeniach. Nawet z niewielkiej propozycji może się rozwinąć coś wyjątkowego. Trzeba się tylko na to otworzyć.

KSIĘŻNICZKA, NIEKSIĘŻNICZKA

Fot. Katarzyna Paskuda
  • Fot. Katarzyna Paskuda
  • Fot. Katarzyna Paskuda
  • Fot. Katarzyna Paskuda

zobacz inne

  • DZIWAK I SZCZĘŚCIARZ

  • SZCZĘŚCIU TRZEBA POMAGAĆ 

  • PASJA, PREDYSPOZYCJE, WARSZTAT