Fot. Katarzyna Paskuda
12-10-2017

SZCZĘŚCIU TRZEBA POMAGAĆ 

Z Izabelą Yamagate, uczestniczką programu „Żony Hollywood”, o emigracji, jedzeniu i marzeniach, rozmawiała Katarzyna Paskuda.

Decyzję o udziale w programie „Żony Hollywood” podjęłaś z łatwością?
Nie. Nie jestem celebrytką. Myślę też, że jestem dość skromna, nie lubię się afiszować, pokazywać, co mam, i ile mam. Propozycja spadła na mnie jak grom z jasnego nieba. Dostałam ją 1 kwietnia, więc myślałam, że to prima aprilis. Byłam przekonana, że ktoś robi mi dowcip i podszywa się pod Monikę Banach – Szembor, PR manager z Golden Media. Kiedy już do mnie dotarło, że to nie żarty, musiałam tę propozycję przemyśleć, przetrawić. Kilka tygodni później w moim domu odbyło się spotkanie z przedstawicielami programu. Jeszcze podczas niego nie byłam przekonana, czy moje uczestnictwo w przedsięwzięciu jest uzasadnione, ma sens, opierałam się, ale namówiła mnie moja córka Laila. To ona uznała, że to może być dla nas świetna przygoda.

Dla większości kobiet byłby to wielki stres, obawiałyby się pokazywania swojego codziennego życia, rodziny, swojego dorobku życia. Nie miałaś przed tym oporów?
Miałam. I to wielkie. Między innymi dlatego, że znajomi w Polsce nie znali mojej sytuacji materialnej. Program sprawił, że przeżyli szok. Jedna z koleżanek zasugerowała nawet, że dom, w którym mieszkam, na pewno nie jest mój, tylko TVN wynajął go na potrzeby programu. (śmiech)

Czy oglądałaś poprzednie edycje „Żon Hollywood”? Brały udział Twoje znajome?
Oglądałam pojedyncze odcinki, ale nie mogę powiedzieć, żeby jakość szczególnie uważnie. Co do występujących w poprzednich edycjach paniach… jedną znałam, krótko, przelotnie, nie zasługuje na to, żeby ją wspominać. (śmiech)

Czego spodziewasz się po udziale w programie?
Tak naprawdę, to moją pasją jest kuchnia. Chciałabym mieć swój program kulinarny. Jestem staroświecka – jest mi bliskie myślenie naszych babć i matek, że przez żołądek dociera się do serca. Lubię gotowaniem rozpieszczać moich najbliższych. Zdrowy i elegancki obiad to droga do udanej relacji.

Jako młoda kobieta z małym dzieckiem wyjechałaś z mężem do Wiednia, potem, w trudnym momencie dla Polski, do Ameryki. Chciałaś wtedy wyjechać za granicę i robić tam karierę, czy po prostu tak wyszło, bo mąż dostał tam pracę?
Wyjechaliśmy w stanie wojennym z paszportem w jedną stronę. Ameryka dała nam azyl.

Pracowałaś jako modelka. Jak wspominasz tę przygodę?
Wielkiej kariery nie zrobiłam i nie mogłam zrobić. Kiedy zaczęłam w tym zawodzie cokolwiek robić, już byłam w wieku emerytalnym dla modelek (27 lat). Ale pracowałam – pozowałam do katalogów, reklam dla dużych sklepów z odzieżą damską. I myślę, że to fajne doświadczenie. Nabrałam dzięki niemu pewności siebie.

Lubisz być fotografowana? Czujesz się piękną kobietą ?
Kocham kamerę, a sesja zdjęciowa z Tobą za obiektywem była wyjątkowa.

Kiedy życie z Twoim pierwszym mężem okazało się klapą, musiałaś jakoś dać sobie radę sama z dzieckiem. Było trudno?
Przed rozwodem prowadziłam butik Izabela Fashion, nie było więc tak, że tylko mąż zarabiał, a ja zajmowałam się domem. A po rozstaniu… zakasałam rękawy, zrobiłam kurs barmański w Los Angeles i pracowałam w Sheraton Hotel. Moja uroda bardzo mi pomogła, zarabiałam dobre pieniądze. Udało mi się nawet wziąć kredyt i kupiłam dom z pięknym ogrodem, basenem, jacuzzi. Byłam twarda, pracy się nie bałam, nie rozpamiętywałam straty, wiedziałam, że muszę dać radę i dałam.

Nigdy nie miałaś kryzysów, nie miałaś dość, nie chciałaś wrócić do kraju, do rodziny?
Nigdy nie przyszło mi to do głowy. Jestem jedynaczką, mama już była w Stanach, więc najbliższe mi osoby były przy mnie. Byłam głową rodziny, nie pozwalałam sobie na słabości .

Czyli rozstanie z mężem i samotne macierzyństwo to dla Ciebie nie najgorszy okres w życiu?
Oh, oczywiście, że jeden z gorszych. Przyjechaliśmy tu jako rodzina, z jedną walizką, wszystko budowaliśmy od podstaw. Wydawało mi się, że to na tyle mocno nas związało: wspólna walka o byt, życie na obczyźnie, dziecko, że nic nas nie rozdzieli. A potem spadła na mnie jak grom z jasnego nieba zdrada mojego męża z niby koleżanką Polką. Później rozwód. Nie było lekko, ale… nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Mam wspaniałe dzieci, choć i relacje z nimi, szczególnie z Lailą, nie należały do najłatwiejszych. Ale wspólny udział w programie „Żony Hollywood” bardzo nas zbliżył. Zadziałał jak najlepszy rodzinny psycholog.

Wasza relacja jest szeroko komentowana w polskich mediach. Dużo mówisz o swojej córce. Jesteście do siebie podobne?
Absolutnie nie! Laila jest zupełnie inna ode mnie. Jest bardzo niezorganizowana, ale pracuję nad tym. (śmiech). Ale nie zapominajmy o moim synu. Giorgio to wspaniały młody mężczyzna, ma 23 lata, jest właścicielem firmy produkującej liquidy do e-papierosów i odnosi na tym polu sukcesy.

Fot. Katarzyna Paskuda
Fot. Katarzyna Paskuda

Wracając do Twojego życia zawodowego, prowadziłaś w Stanach „Szkołę Wdzięku”. Amerykanie potrzebowali takiej usługi?
Pracując w Sheraton poznałam mojego obecnego męża, z którym jesteśmy razem już 23 lata. To on wspierał mnie w tym, żebym zrobiła coś własnego, wykorzystała swoje doświadczenia, umiejętności, potencjał. Otworzyłam więc Izel Modelin and Acting Studio. Przez 12 lat wytrenowałam, razem z dwoma instruktorami, 575 młodych ludzi. Oprócz zajęć z modelingu i aktorskich, wprowadziłam naukę manier przy stole, pewności siebie, make-up, zachowania przed obiektywem. Te zajęcia były dla wielu młodych, zagubionych niepewnych siebie ludzi furtką do przyszłości.

Wielu naszych rodaków próbuje układać sobie życie za granicą i nie wszystkim się udaje. Tobie się udało. Miałaś dużo szczęścia?
Myślę, że szczęściu trzeba pomagać. Trzeba wychodzić mu naprzeciw. Nie narzekać.

Byłaś i jesteś piękną kobietą. Chciałaś zostać „gwiazdą” na miarę Hollywood”?
Ha, ha, ha, nigdy tak wysoko nie mierzyłam

Zapewne wielu mężczyzn zabiegało o Twoje względy (pewnie jest tak do dziś). Czy był wśród nich może jakiś znany mężczyzna o którym możesz nam opowiedzieć? Może nie znany, a wpływowy? W końcu mieszkasz w miejscu pełnym wyjątkowych ludzi…
Był jeden znany artysta, skrzypek, ale nasze drogi się rozeszły. Jesteśmy znajomymi na Facebooku (śmiech). I jeszcze jeden Włoch, bilioner z Rzymu, który do dziś nie może pojąć, dlaczego odrzuciłam jego zaloty. Ale tak często, jak jestem w Rzymie z moim mężem, spotykamy się razem na kolacji.

Czy jest coś, co chciałaś, bądź chcesz zmienić w swoim wyglądzie?
Nie ukrywam, że nie jestem zwolenniczką ingerencji chirurgów plastycznych w urodę. Chcę się starzeć z godnością. To, co mogłabym zmienić, jest w zasadzie nieosiągalne – chciałabym być szczuplejsza.

Dlaczego nieosiągalne?
Za bardzo lubię jedzenie. Uwielbiam celebrować wspólne chwile przy stole. Nieważne, czy gotuję ja, czy ktoś dla mnie, czy jem w restauracji. Poznawanie świata przez smaki jest niezwykle przyjemne.

Wyglądasz na szczęśliwą kobietę. Masz jeszcze jakieś marzenia, czy wszystkie już się spełniły?
Jestem bardzo szczęśliwą kobietą, spełnioną. W domu to ja gram pierwsze skrzypce,lubię dominować nad moimi bliskimi… to zawsze wychodzi im na dobre. Moje marzenia… nie mam ich zbyt wiele, jeśli chodzi o kwestie materialne. W zasadzie wszystko, co chciałabym posiadać, mam, albo jest to w zasięgu mojej ręki. To o czym po cichu marzę, to synowa i zięć z Polski. A głośno… o zdrowiu dla moich najbliższych i dla mnie.

Designer-stylizacja Adriana Kaiser Subda http://www.the-a.pl

SZCZĘŚCIU TRZEBA POMAGAĆ 

Fot. Katarzyna Paskuda
  • Fot. Katarzyna Paskuda
  • Fot. Katarzyna Paskuda
  • Fot. Katarzyna Paskuda
  • Fot. Katarzyna Paskuda
  • Fot. Katarzyna Paskuda
  • Fot. Katarzyna Paskuda

zobacz inne

  • KSIĘŻNICZKA, NIEKSIĘŻNICZKA

  • DZIWAK I SZCZĘŚCIARZ

  • PASJA, PREDYSPOZYCJE, WARSZTAT